czwartek, 5 czerwca 2014

Rozdział 3

Moim oczom ukazał się dom…….mój dom…………..który po chwili był spalony i zostały tylko fundamenty.

-Dzień dobry! Czy Pani Rose? –zapytał lekarz.

-Tak. Czy……- nie dokończyłam zdania.

-Tak…..Bardzo mi przykro.–odpowiedział.

Pobiegłam przed siebie, miałam  wszystko gdzieś.  Przynajmniej chwilę pobędę sama. Nie miałam siły biec dalej, zatrzymałam się. I to był błąd, ktoś złapał mnie w tali, poczułam drogie perfumy…. Nathan.

-Ciiii….. Uspokój się..-powiedział trzymając moją zimną dłoń.

-Nie! Nienawidzę Cię! Nienawidzę siebie! –już miałam biec, ale upadłam, nie miałam siły.
Nathan widząc co się ze mną dzieje, wziął mnie na ręce i zaniósł do samochodu.

-Wypuść mnie, nienawidzę Cię , dupek…. –mówiłam pod nosem.

-Ciii…..Zaraz będziesz w domu. –powiedział czochrając mnie po głowie.

Gdy byliśmy na miejscu, zniósł mnie do „mojego pokoju”.

-Śpij. –powiedział, po czym wstał i kierował się do wyjścia.

-Zostaniesz ze mną? –spytałam łapiąc go za nadgarstek.

-A chcesz? –zapytał z lekkim uśmiechem.

-Tak, chcę. –odpowiedziałam sama nie wierząc w to co mówię.

Po chwili Nathan leżał tuż koło mnie. Przy nim nie umiałam nawet poprawnie wymówić głupiego zdania, ale czułam się przy nim bezpieczna.


* * *

Gdy się obudziłam, miejsce koło mnie było już zajęte przez kogo innego, przez Willa.

-Co ty tutaj robisz? –spytałam zaspana.

-Przyszedłem do Ciebie. Nie widać? –odpowiedział.

-Czemu ty i Nathan musicie być tacy chamscy? –spytałam niepewna jego reakcji.

-Czasami po prostu mamy humorki, tak samo jak wy, kobiety. –odpowiedział śmiejąc się.

-Eeee tam, ja wiem swoje. –odparłam przekręcając się na drugi bok.

-Przyniosłem Ci śniadanie i ubranie, może Rosie raczy wstać? –powiedział Nathan wchodząc do pomieszczenia.

Spojrzałam błagalnie na Willa, a ten po chwili wyszedł. Zrozumieliśmy się bez słów.

-Czemu mnie nie wypuścicie? Przecież Max i tak nie uzbiera tych pieniędzy. Zabij mnie i po kłopocie. –zaczęłam.

-Oh Rosie, Rosie , Rosie. –powiedział odgarniając moje kasztanowe włosy.

-Ugh…Czy ty choć raz nie możesz zrobić czegoś po mojej myśli, a nie twojej?!

-Hm…..Nie? –odparł.

-Idę pod prysznic. –powiedziałam wstając i biorąc ubrania.

Nie wiem na co liczyłam każdego dnia biorąc prysznic. Że zmyję z siebie te wszystkie wspomnienia? Te myśli które ogarniają moje ciało? Sama już nie wiem…………….Gdy się umyłam zrobiłam resztę codziennych pierdów, a następnie wyszłam z łazienki. Byłam ubrana w szare spodnie i niebieską bluzę oraz czerwoną czapkę.

-Cześć! –przywitała się ze mną mała dziewczynka.
-Hej?- zapytałam zdezorientowana.
-Kate na Ciebie czeka w salonie. Macie podobno biegać. –powiedziała, po czym wyszła śmiejąc się od ucha do ucha.
Schodząc na dół było strasznie cicho, za cicho. Było kilka opcji, ale najprawdopodobniej chcieli mnie zabić. Po prostu jestem dla nich kulą u nogi, od co.  Gdy tylko weszłam do salonu pierwsze co rzuciło mi się w oczy to widok mojego śpiącego brata.

Po chwili otworzyłam oczy, zrozumiałam że to tylko sen, a ja leże na łóżku.

-Co się ze mną stało? Dlaczego wszyscy się tak na mnie patrzycie? –zapytałam Will’a, Nathan’a i Kate.

-Od razu po wyjściu z łazienki straciłaś przytomność. –odpowiedział Will.

-Aha, powiedzmy że rozumiem. Zostawicie mnie samą z Nathan’em? –zapytałam po chwili namysłu.

-Dobra Will chodźmy stąd, gołąbeczki chcą pobyć same. –wkurzyła mnie Kate.

Chciałam wstać i przywalić jej z liścia, ale powstrzymałam się. Gdy Kate i Will wyszli, usiadłam na łóżku, a koło mnie Nathan.

-Więc o czym chciałaś porozmawiać? –zapytał zdziwiony.

-Hmm….Sama nie wiem.  Może o tym że Cię nienawidzę, może o tym że zrujnowałeś mi życie, może o tym że przez Ciebie nie mam domu, może o tym że mój brat nie żyje, może o tym że jesteś pierdolonym dupkiem?!

-Ty nic o mnie nie wiesz! –odpowiedział wkurzony chłopak, przy czym chodził po całym pomieszczeniu.

-Wiem jedno….jesteś pierdolonym dupkiem który zniszczył moje życie!!!- odpowiedziałam.

-Nie masz prawa się do mnie tak odzywać! –powiedział uderzając mnie z liścia w twarz.

-A ty nie masz prawa trzymać mnie tutaj w niewoli….. -odpowiedziałam próbując zatrzymać krwawienie z nosa.

-Zamknij się! –powiedział uderzając mnie jeszcze raz.

Zakręciło mi się w głowie, upadłam. Po chwili urwał mi się film, a ostatnie co widziałam to widok Nathan’a który wyjmuje z tylnej kieszeni spluwę.

Według mnie oznaczało to tylko jedno Adios Life, Adios Bitchachos, Dobranoc na wieki wieków Amen.

____________________________________________________

Jeśli przeczytałeś/przeczytałaś zostaw komentarz z opinią. Dla Ciebie to tylko chwila, a dla mnie motywacja do pracy.

Przepraszam za taki….hm…..nudny rozdział, ale nie miałam pomysłu ;-;

Nie wiem czy ktoś się skapnął, ale pochylony druk w rozdziale to był sen J

wtorek, 3 czerwca 2014

Rozdział 2

Po chwili żałowałam że to powiedziałam, usłyszałam strzał….. Ale nie był on zamierzony we mnie, tylko w drzwi za mną.

-Proszę bardzo Tom, nie zrobiłem tego. –powiedział wychodząc z domu.

Nogi pode mną się ugięły, upadłam. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Wstałam po czym pociągnęłam klamkę i wyszłam, teraz naprawdę chciałam być sama i odetchnąć trochę świeżego powietrza. Gdy wyszłam, dopiero teraz zauważyłam że dom jest wielki i cudowny, a na środku ogrodu znajduje się basen. Gdybym mogła to bym teraz uciekła, ale nawet nie mam dokąd, dom leży zapewne w głębi lasu. Poszłam kawałek przed siebie i przystanęłam, ktoś złapał mnie w talii.

-A dokąd się wybierasz? –szepnął mi do ucha Nathan.

-Chcę byś sama……proszę. –powiedziałam łamiącym  się głosem.

Przy Nathanie zawsze brakowało mi pewności siebie, zawsze.

-Ale nie będziesz sama, nigdy. –wyszeptał.

-To przynajmniej dalej niż 3 metry od Ciebie. –powiedziałam odpychając go.

-Chyba coś Ci mówiłem! –powiedział biegnąc w moim kierunku.

-O kurwa!- powiedziałam szybko biegnąc przed siebie, by znów nie przygniótł mnie do ściany.

Jednak jak to ja, jestem tak zajebiście niezdarna że się wywaliłam na podjeździe. A za mną Nathan. Po chwili ja leżałam na betonowej kostce, a chłopak na mnie.

-Lecisz na mnie. –powiedział z bananem na twarzy.

-Chcę Ci przypomnieć że to ja pierwsza się wywaliłam. –śmiałam się.

-Ładnie Ci z uśmiechem. –powiedział odgarniając moje włosy.

-Em…. Możesz ze mnie zejść, proszę? –zapytałam zdezorientowana.

-Czemu? Podoba mi się tutaj. –powiedział ukazując piękne dołeczki.

-A mi nie. –powiedziałam wstając.

-Oh…Rosie, Rosie, Rosie. –powiedział drażniąc mnie.

-Jak ja Ciebie nienawidzę.

Moglibyśmy tak kłócić się godzinami, gdyby nie białe Audi które zaparkowało przed rezydencją.

-Siema Harry.- przywitał się Nathan.

-Hej Nathan.- powiedział Harry.

-Co Cie sprowadza w moje skromne progi? –zapytał mój „prześladowca”.

-Misja, w okolicy pojawił się nowy gang. Jest na razie niegroźny, ale to mogą być tylko pozory.- odpowiedział loczek, Harry.

-Jaki gang? –zapytałam zdezorientowana.

-Ehhh…W skrócie, zajmujemy się czarną robotą. –odpowiedział loczek po czym wrócił do rozmowy z Nathan’em.

-Prawie bym zapomniał. Harry to jest Rose, Rose to jest Harry. –powiedział Nathan.

-Miło mi Cię poznać Rose. Dobra ludzie, ja muszę już lecieć. –powiedział Harry wsiadając do swojego auta.

* * *


-Rose…..Rose…..Rose…. –ktoś szeptał mi do ucha.

-Idź wkurzać człowieka gdzie indziej. –powiedziała zakrywając się kołdrą po uszy.

-Jeny, jak z dzieckiem. –po czym ściągnął ze mnie kołdrę.

-Wstaję! –powiedziałam i napotkałam niebieskie tęczówki.

-Cieszę się. Masz tutaj ubranie. –powiedział oschle.

Ja nie rozumiem tego faceta, raz jest miły, a raz jest dupkiem. Człowieku zdecyduj się!!! Tym razem dostałam szarą bluzę, jasne niebieskie szorty, czerwone trampki i czapkę.

-Mam sprawę do załatwienia. –rzekł po chwili namysłu.

-Czyli nie będziesz tutaj? –pojawiła się we mnie nadzieja.

-Tak, a ty jedziesz ze mną. Tak samo jak Kate i Will. – odpowiedział uśmiechając się, przy czym pokazał dołeczki.

-Jej! Jak fajnie! –powiedziałam sarkastycznie.

- Za 15 minut czekam na Ciebie w kuchni. –powiedział wychodząc.

-Dupek. –powiedziałam z myślą że nie usłyszał.

Jednak myliłam się. Po chwili byłam przygniatana do ściany.

-Wszystko słyszałem. –powiedział z groźną miną.

-Ale to prawda. A teraz daj mi iść w spokoju do łazienki.- powiedziałam uwalniając się z uścisku.


Po 15 minutach byłam już zwarta i gotowa, na dole w kuchni. Chwilę potem ja z Nathan’em wsiedliśmy do czarnego Audi, a Kate i Will do białego BMW.  Po chwili wyjechaliśmy z rezydencji i kierowaliśmy się w stronę…….mojego domu……W każdym bądź razie tam prowadził GPS. Po około 1,5 h dotarliśmy na miejsce. Upadłam, nie mogłam uwierzy w to co widzę….Mój dom……On…….Stał w płomieniach…………

____________________________________________________

Jeśli przeczytałeś/przeczytałaś zostaw komentarz z opinią. Dla Ciebie to tylko chwila, a dla mnie motywacja do pracy. 

Tak trochę zjebany ;/ No może nawet bardzo :')

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Rozdział 1

Kilka miesięcy potem nadal nie mogła uwierzyć w to że moi rodzice, zginęli. Niechętnie wstałam ,z ciepłego i miękkiego łóżka. Poczułam chłód, który powoli otula moje ciało. Usłyszałam otwierające się drzwi mojego pokoju,  zapewne to mój brat Max wrócił z pracy i przyszedł się ze mną przywitać. Jednak po chwili zrozumiałam że to nie on. Nawet nie zdążyłam nic powiedzieć, a postać za mną obezwładniła mnie, przy czym przyciskała mi do twarzy garść wacików czymś nasączonych. Czyli tak zgin…

* * *

Gdy się obudziłam była już noc, zaś ja myślałam że minęło 5 minut odkąd mnie „porwano”. Znajdowałam się w średniej wielkości pomieszczeniu w którym było jedynie okno na całe miasto, łóżko i niewielki stolik, oraz drzwi za którymi jest niewielka łazienka. Po chwili do pokoju wszedł wysoki i szczupły chłopak.

-Dziękuję.- powiedziałam niepewnie, gdy ten położył tacę z jedzeniem na stoliku.

-Nie ma za co, Rose.- odpowiedział.

Gdy miał już wychodzić, złapałam go za nadgarstek.

-Skąd znasz moje imię? Kim ty jesteś? Gdzie ja jestem? Dlaczego tu jestem? – zadawałam setki pytań nieznajomemu.

-Jesteś nieznośna gdy się odzywasz. –powiedział odwracając mnie i pchając mocno do ściany.

-To boli! – warknęłam.

-I oto właśnie chodzi.- rzekł z uśmiechem na twarzy.

-Nie mogę oddychać…- odparłam ostatkiem sił.

Chłopak mnie puścił, a ja mogłam znowu normalnie oddychać. Gdy ten wyszedł, powoli osunęłam się na ziemię, po czym zaczęłam płakać. Nie wiedziałam nic…. Niepewnie usiadłam na łóżku, gapiąc się na jedzenie przede mną. Nie miałam ochoty tego jeść, położyłam się na łóżku i próbowałam zasnąć, układając najgorsze scenariusze co się ze mną dalej stanie. Po chwili nawet nie zorientowałam się że śpię głębokim snem.

* * *

-Wstawaj księżniczko.-ktoś powiedział mnie szturchając.

-Ehem….. Jeszcze 5 minut.- powiedziałam nadal nie otwierając oczu.

-Okey, chciałem być dla Ciebie miły. –rzekł ściągając ze mnie kołdrę.

-Zimno!- syknęłam wstając.

-No nareszcie wstałaś. – powiedział ten sam chłopak co wczoraj przyniósł mi jedzenie.

-Brrrr….. Czemu tu tak zimno?- zapytałam.

- Oh, Rosie, Rosie. Aleś ty głupiutka, klimatyzacja działa na pełnych obrotach.

-Nie masz prawa nazywać mnie Rosie! –warknęłam.

-To jest mój dom, a ty jesteś tylko w gości. Więc radzę Ci być dla mnie miła. –powiedział szyderczo się uśmiechając.

-Gości się tak nie traktuję……

-Mów mi Nathan. A teraz bądź miła, bo źle się to dla Ciebie skończy.

-Możesz se pomarzyć. – powiedziałam śmiejąc się.

-Sama się o to prosisz. –powiedział  mocno przyciskając mnie do ściany.

-Panuje tu kilka zasad. Pierwsza: Masz się mnie słuchać. Druga: Nie wychodzisz z tego pokoju gdy ja Ci nie pozwolę lub ktoś po Ciebie nie przyjdzie. Trzy: Masz  być miła dla mnie i dla ludzi w tym domu. Cztery: Nie mów jeśli ktoś Cię o to nie poprosi. Zrozumiałaś?!- mówiąc to pchał mnie mocniej do ściany.

-Zro….zu…mia……..łam….- mówiąc to krztusiłam się własnymi łzami.

-Grzeczna dziewczynka. –powiedział jeszcze mocniej mnie pchać do ściany.

-Błagam……….przestań………..- jęczałam nadal krztuszą się łzami.

Po chwili zetknęłam się twarzą w twarz z podłogą. A Nathan jak gdyby nigdy nic sobie wyszedł, przekręcając klucz w drzwiach. Już wiem że go nienawidzę i tych jego hipnotyzujących niebieskich tęczówek, i zapachu drogich perfum.  Nadal klęczałabym na tej podłodze gdybym nie usłyszałam po chwili  zgrzytania kluczyka w drzwiach.

-Cześć! Ty zapewne jesteś Rose? Tak? Miło mi Cię poznać. Jestem Kate. –powiedziała dziewczyna uśmiechając się.

-Hej. Tak. –odpowiedziałam krótko podnosząc się z podłogi.

-Nathan Ci coś zrobił? –zapytała troskliwie.

-Nie…… Wszystko ok, po prostu się potknęłam. –odparłam ze sztucznym uśmieszkiem.

-To dobrze, czasami jest agresywny, ale tak naprawdę jest inny. Zaraz wracam, tutaj masz ubrania. –powiedziała wychodząc.

Nathan inny? Co chciała przez to powiedzieć? Dla mnie jak na razie jest pieprzonym dupkiem. Uważnie obejrzałam dane mi ubranie,  wiedziałam że będą za duże, bo jestem strasznie chuda. Dostałam niebieska bluzkę z białym nadrukiem 84,jasne szory oraz niebieskie trampki. Wzięłam ubrania i poszłam do łazienki wziąć prysznic. Gdy skończyłam owinęłam się białym ręcznikiem, umyłam zęby, ubrałam się, wysuszyłam włosy i związałam je w niedbałego koka. Gdy wyszłam z łazienki, na łóżku siedziała Kate.

-Wow! Jak ładnie wyglądasz! –powiedziała z błyskiem w oczach.

-Yyyyy….. Dzięki. –odpowiedziałam niepewnie.

-A, tutaj masz śniadanie. –powiedziała wskazując na stolik.

-Miło z twojej strony. –powiedziałam uśmiechając się.

-Ale czegoś mi tu brakuje….. Hm….. Tylko co to było?- mówiła tak jakby do siebie.

-Zapewne makijażu. –odpowiedziałam z lekkim uśmiechem .

-No tak! Idź się pomalować, to jest rozkaz. –powiedziała Kate uśmiechając się.

-Ale ja nie mam kosmetyków…. –odparłam.

Nadal czułam się niepewnie przy Kate i Nathan’ie. Ale powoli ich poznawałam, Kate była miła i spokojna, a Nathan agresywny i zły. W każdym bądź razie, ja tak myślałam.

-Czekaj, zaraz przyniosę kosmetyki.- powiedziała zostawiając uchylone drzwi.

Ale z niej głupia dziewczyna. To była moja jedyna droga ucieczki, no nie licząc okna i skoku z 5 metrów. Czy prędzej kierowałam się do uchylonych na oścież drzwi. Niepewnie wysunęłam głowę by sprawdzić czy nikogo nie ma. Droga wolna, po prawej stronie było jeszcze kilka innych pokoi, zaś po lewej schody. Po chwili ostrożnie schodziłam po schodach by nikt mnie nie usłyszał. Gdy zeszłam zauważyłam że po lewej stronie była kuchnia w której siedziała jakaś mała dziewczynka z zapewne swoją mamą, oraz salon w którym siedział Nathan z jakimś blondynem. Po prawej były drzwi frontowe, prowadzące do wolności. Gdy tylko dotknęłam klamki, usłyszałam dźwięk przeładowywanej spluwy. I czar prysł.

-Dokąd się wybierasz?! –zapytał Nathan przykładając mi pistolet do czaszki.

-Ja? Przewietrzyć się, nie moja wina że ktoś specjalnie usunął klamkę by otworzyć okno.- odparłam zgodnie z prawdą.

-Kłamiesz, widzę to po tobie. –szepnął mi do ucha.

Powoli podniosłam ręce i obróciłam się do niego twarzą w twarz.

-Nathan, nie rób tego. –powiedział chłopak z który był wcześniej z Nathan’em w salonie.

-Zamknij się Tom! Nie była posłuszna, musi ponieść karę.- powiedział ze złością.

-No dalej, zrób to. Przecież masz mnie dosyć, nienawidzisz mnie. –prowokowałam go.

Po chwili żałowałam że to powiedziałam………

_____________________________________________________
Jeśli przeczytałeś/przeczytałaś zostaw komentarz z opinią. Dla Ciebie to tylko chwila, a dla mnie motywacja do pracy.

Tak więc mamy pierwszy rozdział J Tak wiem, zjebałam go na całej linii L

niedziela, 1 czerwca 2014

Prolog

Pięknie ubrana kobieta wraca wraz ze swoim mężem z bankietu. Są szczęśliwi, bo wrócą do domu do swoich nastoletnich dzieci. Nigdy nie przepadali, za tymi imprezami. Dzisiaj obiecali dzieciom że wrócą szybciej, by razem spędzić mile czas, oglądając wspólnie film. Niby oklepane, ale całej rodzinie to starczy.
Ich dzieci toczą wojnę na każdym kroku, między nimi są cztery lata różnicy. Syn-dwudziestoletni Maksymilian. Córka- szesnastoletnia Rose. Kłócą się o wszystko, kto ma posprzątać po stole, kto ma wyrzucić śmieci, kto ma władzę nad pilotem. Rzadko w domu panuje spokój i harmonia, ale w głębi duszy nie mogą żyć bez siebie. Jest to naprawdę kochająca się rodzina, której brakuje tylko czasu.
Mężczyzna otwiera drzwi od samochodu swojej żonie,a następnie sam zajmuje miejsce kierowcy. Odjeżdżają. Jest ciemno, mimo godziny.Chwilę po 21.Śnieg sypie niemiłosiernie,przez co utrudnia jazdę. Mężczyzna przez chwilę,króciutką chwilę patrzy w oczy swej żonie.
Oślepiające światło,gwałtowny skręt,mocne uderzenie.
-Kocham Cię!-mówi małżeństwo w tym samym czasie.

* * *

Dziewczyna wraz ze swoim bratem,biegli czym prędzej na salę w której leżeli ich rodzice. Przed wejściem spotkali lekarza.
-Panna Rose i Pan Maksymilian? -zapytał lekarz.
-Tak.Co z naszymi rodzicami? -zapytał niespokojnie chłopak.
-Oh....Tak mi przykro....-powiedział odchodząc.

Zostali sami,zdani na siebie.Żadne z nich nie miało pracy.
Max dopiero zaczynał studia, a Rose drugą klasę liceum. 
Nie wiedzieli co będzie z nimi dalej,bali się.
Przecież,nie mieli już nikogo.....Prócz siebie



______________________________________________

Jeśli przeczytałaś/eś zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwilka,a dla mnie motywacja do dalszej pracy.

Taki skromny prolog :)
Pozdrawiam Julia